|
ARKONA LYRICS
"Konstelacja Lodu" (2003)
1. Módl siê do wiatru o powrót mój ... 2. Gdzie bogowie s± jak bracia i siostry ... 3. Ch³odne i dostojne s± nasze oblicza ... 4. Moja mistyczna droga do gwiazd ... 5. Kiedy psy w zagrodach ujadaj± ... 6. W mglistej konstelacji lodu ...
1. Módl siê do wiatru o powrót mój ...
Zimny wicher przedziera siê przez noc
Drzewa hucz±, deszcz sp³ywa z mej twarzy
Pioruny przeszywaj¹ niebo
To mrok wieczno¶ci nadchodzi
Nie ma gwiazd, tylko czarne chmury
Czujê ch³ód i jest mi tak zimno
Potêga mroku narasta
Od wieków, zawsze o tej samej porze
Dwana¶cie dni nocnego zaæmienia
Bolesne prawo gwiezdnej mg³y
Formuj¹ siê ob³oki ¶mierci
Nadszed³ czas by zebraæ swe ¿niwo
Ju¿ wkrótce me s³owa poniesie wiatr
Poprzez wszystkie ciemne krainy
S³owa pe³ne bólu i nienawi¶ci
A wicher porwie je z mych ust w przestworza
S³owa do boga nienawi¶ci
Który zamieszka³ w sercu mym
Nie chc±c ¿yæ - powoli umieraj±c
Powoli odchodz¹c w nico¶æ, do wieczno¶ci
S³owa do boga, z pogard±, z nienawi¶ci±
S³owa pe³ne bólu, bezgranicznej têsknoty
Bez mi³o¶ci, bez przebaczenia
S³owa do boga, którego zabij±
Módl siê do wiatru o powrót mój
¦piewaj hymny pochwalne piekielnym b³yskom
Patrz±c w niebo pokryte chmurami
Nads³uchuj grzmotu mego Ksiêcia ...
2. Gdzie bogowie s± jak bracia i siostry ...
�niê o mro�nych latach zatraconych w czasie
Sen g³êbok¹ wizj¹ w u�pionych tysi¹cleciach
Lustra pe³ne krawêdzi - stopione jak szk³o
Bez formy w harmonii, g³êbia w jasnym blasku
Niebo coraz bledsze, nabiera sinej barwy
A gwiazdy wci¹¿ �wiec¹ nad nami
Wiem, ¿e wkrótce znów wzejdzie s³oñce
Czuj¹c to w dreszczach budzê siê
Wicher rze�bi rysy na twarzy
A ciemne chmury s¹ w nie�wiêtym sercu
Jak d³uga zima, tak walka o ¿ycie
Jak ciemny �wiat, tak mniej �wiat³o�ci
Noc domem milczenia, ciemnia dotyka losu
Ksiê¿yc przetapia szk³o, daje �wiat³o�æ nadziei
A grzeszny pielgrzym szybuje w galaktyce
A lustra nic nie widz¹, wszystko stoi w miejscu
Królestwo poznania jest ju¿ niedostêpne
A grzesznik mknie przez lata �wietlne
I cierpi¹ te serca, a s³oñce nie ¿yje
Ca³a �wiat³o�æ umiera, rado�æ schodzi i zguby nabiera ...
Wieczór pe³en jest czarnego nieba
Na bia³ej ziemi le¿y cia³o me
Spowite w ca³un krwi i potu
Tam z ¿yciem zatañczy³a �mieræ
Rozchylam usta by czuæ jej zimny smak
Jeden oddech, jedno s³owo, jedna obietnica
I tak zape³niê przestrzeñ wielk¹
Bo �mieræ jest zawsze wybawieniem
Gwiazda ¿ycia na wysokiej skale
Na krañcach �wiata s³oñce ju¿ wschodzi
Odp³ywam w chwale ³odzi¹ do krainy
Gdzie bogowie znowu s¹ jak bracia i siostry ...
3. Ch³odne i dostojne s± nasze oblicza ...
Nieskoñczona otch³añ otwiera swoje bramy
Grotem b³yskawicy przeszywa nasze cia³a
Lodowate szepty pal¹ nasz¹ krew
�wiat nasz pod ca³unem przera¿enia leg³
Bo ma³o w nas blasku za to wiêcej nocy
Która nadchodzi na skrzyd³ach jej kruka
By znów spa�æ py³em z jego czarnych piór
I okryæ �wiat ch³odem jego mrocznego spojrzenia
Chwile, które wci¹¿ mog¹ nas zdradziæ
Podró¿, która prowadzi ku gwiazdom
Pozbawieni duszy, skazani na zniszczenie
Widnokrêgiem s¹ nam jak s³oñca obroty
Ale my�my odnale�li siebie
Przesz³o�æ jest teraz czê�ci¹ przysz³o�ci
Otch³añ, która przetrwa³a stworzenie
Nie ma odwrotu przed ostatni¹ misj¹
Nieskoñczona otch³añ ...
Bo ma³o w nas blasku ...
W konstelacji lodu prze�wietlonej gwiezdnie
Ka¿dy dzieñ tu d³ugo�æ ma wieczno�ci
Na nasz ¿ywot patrz¹c pob³a¿liwym okiem
Na kr¹¿¹ce gwiazdy cicho spogl¹daj¹c
Przyja�nimy siê z gwiezdnym py³em
Oddychamy tu kosmicznym mrozem
Ch³odny, nieruchomy jest nasz wieczny byt
Ch³odne i dostojne s¹ nasze oblicza ...
Bo ma³o w nas blasku ...
4. Moja mistyczna droga do gwiazd ...
A gdzie� tam daleko samotny w ciemno�ciach
Hebanowy kruk wydrapuje oczy zdrady
By potem pozdrawiaj¹c demony �mierci
Rozwin¹æ swe skrzyd³a i odlecieæ w chwale
Do granic nieba siêgaj¹ce pole
Wre morderstwami, krew �niegi bryzga
Na cia³a skrzep³e w spokoju kamieni
Gor¹ca sp³ywa lawa rodz¹cej siê zemsty
(tam woda wci¹¿ by³a spijana przez ziemiê)
Jest rzeka na wpó³ lodami przykryta
I niewolnicze na brzegach pochody
Nad polany ognia, ponad le�ne bagna
Wznosi siê mój duch jak aposto³ tryumfu
Gdzie� tam dope³nia³ siê kres mego ¿ywota
A morda zdradziecka wci¹¿ zatapia³a
Swe dzi¹s³a zsinia³e w m¹ dumn¹ pier�
Wtedy wodê ogieñ poch³ania³ zazdro�nie
Szala³y wilki zdzicza³e, o ciemno�æ
Druzgocz¹c szyje, opuszcza³y lasy
Ja nadziejê ¿egnaj¹c z warg zwali³em szeptem
Który ogromnym wo³aniem siê rozleg³
I zdepta³ swym ciê¿arem zdradê
�nie¿nobia³y wilk naruszy³ dziko ciszê
Skrzyd³a mych kruków ponios¹ m¹ zemstê
Mój duch tymczasem powita gwiezdn¹ mg³ê
Gdzie �wiat³o�æ od wieków d³awi siê w ciemno�ciach ...
5. Kiedy psy w zagrodach ujadaj± ...
Kiedy psy w zagrodach ujadaj¹
Patrzê na horyzont wypatruj¹c
K³êbów dymu w czerwonej po�wiacie
Schodz¹cego s³oñca ponad lasem
Na swych czarnych skrzyd³ach mrok opada
Gdy walcz¹ce hordy le�nych bestii
Rozprawiaj¹ siê z armi¹ �wiat³o�ci
Jej plugawe cia³a �mieræ dopada - �mieræ!
B³yskawice przeszywaj¹ niebo
Kiedy ruszam w stronê le�nych cieni
Mróz zanurza siê w p³omieniach ognia
£zy nienawi�ci cisn¹ siê do oczu
Krwista pe³nia ksiê¿yca o�wieca
Pola bitew po�ród le�nych kniei
Ciemne rzeki p³yn¹ w swych arteriach
Jak wzburzone w cia³ach krwi potoki - krwi!
Lodowate, mro�ne znaki czasu
Nawiedzaj¹ mnie w mych snach
Wiêc kiedy nagle budzê siê
Ma �wiadomo�æ pyta mnie
Niewyra�ne kontury �wiadomo�ci
Majacz¹cy obraz jak we mgle
Kszta³t narysowany na wodzie
To nie sen!
Oto me ponure przeznaczenie
Dusza ma kreuje ciemne wizje
Bojê siê ...
Nieskoñczone hordy skute lodem
Towarzysze mojego jestestwa
Skowyt wilków, szelest skrzyde³ kruków
Budzi mnie ...
Kiedy psy w zagrodach ujadaj¹ ...
B³yskawice przeszywaj¹ niebo ...
6. W mglistej konstelacji lodu ...
Witaj podró¿niku w mej mro�nej konstelacji
Pokrytej warstw¹ �niegu krainie skutej lodem
Odwiecznej hibernacji nadziei na powrót
Starego ³adu i porz¹dku
Bo moje imperium to muzeum przesz³o�ci
Eksponaty to minione dzieje
Które powróc¹ gdy stopniej¹ wszystkie �niegi
Kryszta³y lodu przybior¹ swe realne - kszta³ty
�nie¿ne demony w bia³ych szatach futer
Uparcie strzeg¹ reliktów przesz³o�ci
Na swych dumnych tronach bogowie zasiadaj¹
Oczekuj¹c powrotu starego porz¹dku
Mgliste postaci majacz¹ce w mroku
Dumne pos¹gi jak lodowe monumenty
Ja niczym kustosz stojê wci¹¿ na stra¿y
Pogañskiej �wiadomo�ci zakutej w lodzie
Po wszechczasy
Nim Matka Zima opu�ci tê krainê
B¹d�my gotowi na ostatnia bitwê
Niechaj bogowie powstan¹ ze swych tronów
I uderz¹ bezlito�nie w samo serce tej Pandory ...
Ta �nie¿na przestrzeñ to moja jest ojczyzna
Kraina niczym konstelacja lodu
Wszystko tu spoczywa na dnie zimnego morza
W wymiarze gdzie gwiazdy ju¿ gasn¹
Przedzieram siê uparcie przez astraln¹ mg³ê
Wypatrujê cieni, bezkszta³tnych wyobra¿eñ
Gdzie� tutaj moi bracia zamieszkuj¹ w samotno�ci
W czasach, gdy przesz³o�æ ³¹czy siê z przysz³o�ci¹
Nim Matka Zima opu�ci tê krainê ...
Ta �nie¿na przestrzeñ to moja jest ojczyzna ...
Niechaj nasze miecze znów roz�wietli
Gromu b³ysk przeszywaj¹cy niebo
Blask wilczego s³oñca wnet roztopi
�niegi skrywaj¹ce tajemnice
Gdy wojenne dymy ju¿ opadn¹
Na lodowe monumenty, wtedy
Zimny czas zawróci do pocz¹tku
A bogowie wróc¹ na swe trony
... milcz¹cy ...
... dostojni ...
... nie�miertelni ...
|
|